Tematy

Antyglobalizacja (9) Architektura (16) Feminizm (18) Film (28) Filozofia (13) Fotografia (70) Historia (29) Jadłopodawcy (3) Literatura (11) Ludzie (85) Malarstwo (12) Media (83) Memy (39) MojeFoto (50) Morze (23) Muzyka (13) Natura (14) Nauka (2) No comment (3) Opera (2) Polityka (70) Praca (18) Prawo (15) Psychologia (19) Religia (10) Rosja (13) Rzeźba (8) Starożytność (9) Sztuka (2) Świnoujście (37) Teatr (5) Warszawa (18) Wehikuły (23) Zdrowie (2) Zwierzęta (15)

poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Hokusai "WIELKA FALA W KANAGAWIE"


„Wielka fala w Kanagawie” to najsłynniejsze dzieło wielkiego artysty japońskiego Hokusai, które powstało w latach 1830-1832 w ramach cyklu „36 widoków góry Fuji” u wydawcy Eijudo z Edo. Cykl rozrósł się do 46 rycin przedstawiających górę Fujiyama, najwyższy szczyt Japonii i jednocześnie kulturalno-religijny symbol. Trzeba zaznaczyć, że malarz miał wówczas po 60!
Hokusai stworzył mistrzowską kompozycję, ukazując siłę natury, której człowiek nie potrafi okiełznać. Kompozycja wyróżnia się dynamiczną elegancką kreską i delikatną stonowaną gamą barw. Wydaje się, że ogromna fala zaraz zatopi kruche łodzie z uczepionymi bezradnymi ludźmi. W oddali widzimy ośnieżony stożek góry Fuji.
Obecnie rycina znajduje się w Museum of Fine Arts w Bostonie.
Hokusai (1760-1849), tworzący też pod innymi pseudonimami, nazywający siebie „starcem opętanym malarstwem”, był jednym z najwybitniejszych artystów japońskich. Stworzył niezliczoną liczbę obrazów, rysunków, drzeworytów i książek ilustrowanych. Pracował niemal bez przerwy. Najbardziej znane dzieła to „Szczygieł i wiśnia”, „Duch Oiwa”, „Poławiaczka awabi i ośmiornica”, „Most Tenma w Setsu”, „Stary tygrys na śniegu”. Był dwukrotnie żonaty i miał 5 dzieci.

sobota, 27 kwietnia 2013

ANNA GRODZKA - tolerancja w Polsce

Anna Grodzka jest pierwszą osobą transsexualną, która zasiada w polskim Sejmie, i tym samym pierwszą osobą transsexualną, która jest członkiem Parlamentu Europejskiego. Ten wyczyn (budzący uzasadniony podziw) sprawia, że Grodzka znajdzie się w encyklopedii PWN oraz Księdze Rekordów Guinnessa. Do końca życia może nic nie robić. Już jest sławna.
Transsexualista to osoba, która pomimo fizycznych dowodów na własną płeć, psychicznie czuje, że jest płci przeciwnej. Nie znane są dokładnie powody tej dwoistości, a liczba osób z takim problemem jest dość niska (mniej więcej 7 osób na 100 tysięcy). Obecnie, dzięki postępowi medycyny, transsexualista może chirurgicznie zmienić płeć z męskiej na żeńską (jak w przypadku Grodzkiej) lub z żeńskiej na męską. Stosunek społeczeństwa do osób tego typu jest bardzo różny od akceptacji poprzez brak wyrobionego zdania do jawnej wrogości.
Niewątpliwie Grodzka jest osobą niezwykle odważną. Przyznała się publicznie do transsexualizmu oraz dokonała zmiany płci po 50 roku życia, mając dorosłego syna. Ma też duży dystans do siebie i potrafi żartować na swój temat, a to bardzo rzadkie jak na osobę tak nietypową, no i polityka. Kraj katolicki, w niektórych regionach jeszcze zacofany gospodarczo i kulturalnie, a tutaj proszę, XXI wiek puka do drzwi! Ja jestem pod wrażeniem, poseł gej i posłanka transsexualista w naszej kochanej Polsce. Daleko jakiejś tam Francji czy Wielkiej Brytanii do nas!
Posłanka Grodzka jest bardzo aktywna. Uczestniczy w pracach Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka (to oczywiste) oraz Komisji Kultury i Środków Przekazu. Jest Przewodniczącą Parlamentarnego Zespołu Zrównoważonego Rozwoju Społecznego (straszna nazwa i nie wiadomo o co chodzi dokładnie, ale na pewno o tolerancję), Wiceprzewodniczącą Parlamentarnej Grupy Kobiet, członkiem Parlamentarnego Zespołu na Rzecz Tybetu i członkiem Polsko-Izraelskiej Grupy Parlamentarnej. Zaangażowana jest w projekt dotyczący złagodzenia przepisów w sprawie eksmisji na bruk. Oprócz w/w działa we własnej Fundacji Trans-Fuzja na rzecz osób transpłciowych.
Anna Grodzka ukończyła psychologię na Uniwersytecie Warszawskim i co ciekawe bardzo wcześnie zaczęła karierę polityczną, wówczas jako mężczyzna Krzysztof Bęgowski. Przez wiele lat była związana z lewicą, począwszy od ZSP, PZPR, Socjaldemokracji RP, po SLD i Stowarzyszenie „Ordynacka”. W 2011 przechwycił ją Janusz Palikot do swojej partii i wygrała w Krakowie, gdzie startowała z 1 pozycji na liście.
Niestety niektórzy politycy, dziennikarze i celebryci mają poważny problem z tolerancją osoby nie heterosexualnej. Jednymi z najbardziej okrutnych okazali się Janusz Korwin-Mikke i Tomasz Terlikowski, co świadczy tylko o ich poziomie umysłowym. Nie wiem na ile to prawda, ale podobno część posłów PiS nie wita się z posłanką Grodzką. Jeśli informacja jest wiarygodna, to takie naganne zachowania powinny być rozwiązywane przez Zespół ds. Etyki Poselskiej. Grodzka jest posłem RP, została wybrana w wolnych wyborach czy to się komuś podoba czy nie, i jakieś normy kultury osobistej muszą być zachowane.
Jedno co mogę zarzucić pani Grodzkiej (oprócz czerwonych korzeni) to narzekanie na media. Co jak co, ale media ją wyróżniają. Cokolwiek robi ma zawsze nagłośnienie. Powinna z tego korzystać, zamiast się skarżyć. Pokazała w TV proces swojej zmiany płci (mnie interesuje jej decyzja z punktu widzenia psychologiczno-socjologicznego, co oznacza, że nie wstydzi się siebie, wręcz można powiedzieć epatuje swoją innością), jest politykiem z ramienia 3 partii w Sejmie (Ruchu Palikota), więc jest osobą publiczną. Co tu dużo kryć została wybrana do parlamentu, bo jest przedstawicielem całego polskiego nurtu homosexulanego i transsexualnego w Sejmie.
Także gdyby ktoś kiedyś biadolił nad polską tolerancją, rasizmem i innymi rzekomymi przywarami, zawsze możemy podać przykład Anny Grodzkiej na dowód daleko wręcz idącej tolerancji w Polsce.

czwartek, 25 kwietnia 2013

"CUDOTWÓRCA " w Dramatycznym - czyli T jak teatr

Na przykładzie „Cudotwórcy” widać jak ważne są nasze wybory. Jak ważne jest to, żebyśmy robili coś co ma znaczenie. „Cudotwórca” jest okropną sztuką, wprost nudną. Ani dobry Adam Ferency ani jeszcze lepszy Andrzej Blumenfeld tego nie zmienią. Powiem więcej, zaczęłam powoli upadać na duchu i trzymałam się resztkami sił, kiedy ożywił mnie Blumenfeld opowieściami o psie grającym na kobzie i rzucającym się do gardeł arystokratycznym suczkom. No, rozbawił mnie. Nie zasnęłam w pierwszej części (sztuka nie ma antraktów), bo zbyt intensywnie wpatrywałam się w Ferencego, którego dawno nie widziałam na żywo. Poza tym nie wypada spać w teatrze. Od tego jest przecież filharmonia. :-)))
Ferency – tytułowy cudotwórca, stworzył postać złamanego człowieka. Człowieka złamanego nie przez życie, ale przez samego siebie. Nie unicestwił go alkohol, unicestwiło go sumienie. Zniszczył także swoją żonę i impresaria. W gruncie rzeczy sztuka powinna nosić tytuł „Niszczyciel”. Blumenfeld świetny, przechodzący od patosu do żartobliwości i parodii. Marta Król poprawna, źle obsadzona (zbyt młoda jak na żonę).
Wspaniali aktorzy nauczyli się długiego tekstu, mnóstwa trudnych słów, co nic nie znaczą. Nic z tego wszystkiego nie wynikało. Nic mnie nie obchodziły ich problemy. Sztuka nie ma nic wspólnego ani z Polską, ani z historią, ani z problemami współczesnymi, ani nawet z sexem. Jest przegadana. Z dramatu zrobiła się nowela. Aktorzy w wielkich monologach byli narratorami wydarzeń. To nie był teatr, tylko literatura.
Ferencemu wystarczy dać dobry materiał (nawet nie wybitny) i zabłyśnie jak diament. Kto go zmusił do wystąpienia w „Cudotwórcy”? Jakiś sadysta pewnikiem?! Nigdy nie uwierzę, że Ferency i Blumenfeld sami się w to wpakowali. Owszem, jest rola główna, można się zaprezentować, ale do cholery o niczym!
Właściwie na tym mogłabym skończyć. Wybór słabego dramatu położył całe przedstawienie. Wolę pójść po raz setny na „Makbeta”, który jest o czymś, można się zamyślić, poczuć coś, niż obejrzeć drugi raz „Cudotwórcę”. Dlatego tak istotne jest to co sygnujemy swoim nazwiskiem, do czego przykładamy rękę. Lepiej czekać 10 lat i stworzyć arcydzieło, niż przez 10 lat produkować „Cudotwórców”. Jestem zbyt ostra? Proszę samemu sprawdzić.
Nastawiłam się na dobry teatr, a to była tylko dobra gra. Samym aktorstwem nie załata się całego spektaklu. Wypowiadane kwestie są jednak potrzebne. Dzięki nim aktorzy wyrażają emocje, które oddziałują na publiczność. Mamy przeżyć katharsis. Czy ja wymagam zbyt wiele? Oczekuję czegoś extra, czegoś powyżej poziomu seriali telewizyjnych, którymi nas karmią.
Pan Ferency i Blumenfeld są za dobrzy na „Cudotwórcę”, marnują się w Dramatycznym. Ja nie straciłam czasu, ale oni na pewno stracili czas ucząc się tej strasznej sztuki na pamięć.
Cóż, marzę, aby zobaczyć obu w/w panów w ekscytującym spektaklu, na miarę ich możliwości.
*„Cudotwórca” Braiana Friela, wyst. Adam Ferency, Marta Król, Andrzej Blumenfeld, reż. Wawrzyniec Kostrzewski, Teatr Dramatyczny Warszawa*

poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Kobiety bądźcie sobą, czyli człowiekiem

Nadzwyczaj męczą mnie usiłowania mężczyzn, aby wtłoczyć mnie w przyszykowaną rolę: jaka mam być, jaką mam być Polką, jaką mam być kobietą. Ta rola już jest od dawna określona i przypieczętowana. Zmumifikowała się już i rozsypała w pył.
Ja nie mam zamiaru mówić mężczyznom jacy oni powinni być, kiedy i czy powinni płodzić dzieci, jaka praca jest dla nich odpowiednia, w co mają się ubrać, aby być sexowni, i tego samego oczekuję w zamian.
Większość dziedzin życia jest bezpłciowa. Zarabianie pieniędzy, robienie zakupów, robótki na drutach, czytanie książek i oglądanie filmów, polityka, rząd (no!), jeżdżenie na motocyklu, ogrodnictwo, wychowywanie dzieci, i wiele wiele innych rzeczy. Płciowa jest sprawa rozmnażania gatunku ludzkiego, nie da się tego obejść czy uniknąć, niestety. :-((( Ale to sprawa prywatna każdego człowieka.
Wchodzę na portal onet czy wp, czytam przekrój lub wprost, włączam 1 lub polsat, słucham radia zet lub trójki, i nagle okazuje się, że kwestia mojego sexu i posiadania przeze mnie dzieci jest kwestią narodową, kościelną, polityczną, feministyczną, szowinistyczną, naukową, ezoteryczną, moralną, ale na pewno nie MOJĄ. Stado facetów (i parę kobiet) wciska mi kit o moim macierzyństwie i mojej roli w życiu rodziny. To moja sprawa. Koniec.
Dygresja – mniej mnie wkurza, kiedy robią to kobiety, bo w kwestiach biologicznych wiedzą o czym mówią, w przeciwieństwie do mężczyzn. To tak, jakbym ja ex cathedra tłumaczyła płci przeciwnej jak się przeżywa orgazm: „Pan to źle odczuwa, powinien pan czuć to i to, i dokładnie w tym momencie powinien mieć pan objawy takie i takie. Jeśli nie, nie jest pan mężczyzną”.
Mamy XXI wiek i naprawdę dosyć tego. Już wystarczy tego nacisku, oczekiwań z kosmosu i międlenia tematu. Dajcie kobietom być sobą! Chce rodzić dzieci, niech rodzi i dziesięcioro. Chce pilotować samolot, niech lata F16. Chce mieć 1000 kochanków, niech się sexi na okrągło i w kratkę. Chce prowadzić experymenty, niech zostanie profesorem i dostanie Nobla. Chce siedzieć w domu i gotować obiadki mężowi, niech sobie gotuje. Co to komu szkodzi?
A najgłupsze w tym wszystkim jest dzielenie tematów damskich i tematów męskich. Dzieci i gotowanie to na 100% babskie tematy, a sport i sex to na 200% chłopskie tematy. Płeć nie określa zainteresowań i pracy, to nie ma znaczenia. Dzieląc w ten sposób życie sami przykładamy rękę do podziałów, nawet antagonizmów między płciami.
A różnica kobieta czy mężczyzna jest tylko na poziomie biologicznym, związanym z reprodukcją. Nie ma innych różnic ani w budowie mózgu, ani krwi, ani komórek. Te różnice zostały sztucznie wytworzone na przestrzeni dziejów. Może rzeczywiście miało to sens kiedyś tam przed milionami lat, ale nie od 10 tys. lat p.n.e. Jak widać na przykładzie innych istot żywych, np. ryb i ptaków, role żeńskie i męskie są wymienne, także płeć jest wymienna. Jeden osobnik jest bardziej agresywny i dominujący, a drugi bardziej spokojny i opiekuńczy, mało tego osobnik agresywny może być jednocześnie tym, który ma zdolność rozmnażania. Jest to także zgodne z różnymi wierzeniami filozoficznymi o transformacji kobiety w mężczyznę, i pierwiastka słonecznego w księżycowy. Jeżeli sobie to uświadomimy, przestaniemy się tak indyczyć na siebie i na siłę rozdzielać płcie. Podział przebiega na innym poziomie, rozwoju duchowego, woli i intelektu.
Czasami jest dobrze, ludzie akceptują mnie, moje zachowanie. Niestety z wieloma mężczyznami jest problem, szczególnie tymi starszymi. Albo tłumaczę się, albo bronię się, albo olewam to i robię swoje. Oni mają problem, bo mają w głowach, w sercach i między nogami stereotypowy wizerunek mnie-kobiety. I to wizerunek sprzed 50 lat. Jestem sobą i zaczyna się jakaś sensacja, oburzenie, niedowierzanie, walka, niechęć, wycofanie, bezradność. Większość mężczyzn nie wie jak zachować się przy takiej kobiecie jak ja, kobiecie XXI wieku. Jest to sprzeczne z tym, co powiedziała mamusia i tatuś oraz ksiądz i minister. Mężczyźni są w defensywie, pogubili się. Zmieniły się realia, kobiety się zmieniły i mężczyźni też muszą się zmienić, czy im się to podoba czy nie. Są już zresztą nowi mężczyźni, hybrydowi, tak jak hybrydowe kobiety – układ idealny :-))).
Jest wymyślony schemat płci i większość jak te barany mu ulega lub kryje się po kątach. Tutaj przesadziłam: jest mnóstwo kobiet, które się realizują, nieważne w czym, ważne, że kochają to co robią. Nie ma wzorca mężczyzny i kobiety – nie ma kanonu płci, jest kanon lektur szkolnych, a i on się zmienia. Jest tradycja, kultura, prawo. Wydaje mi się, że walka o płeć, swobodny rozwój i nie ukrywajmy władzę, trwa teraz na tym najwyższym poziomie: polityki państwa i autorytetów. Na poziomie biznesowymi i kulturalnym już się to jakoś ułożyło.
Rzeczywistość, AD 2013 zmiata omszałe wyobrażenia męskie o świecie kobiet. Od wieków kobiety były władcami, biznesmenami, podróżnikami, naukowcami i artystami. Oprócz oczywiście roli matki. Teraz jest to tylko dużo częstsze, wręcz nagminne, każda kobieta, każda Polka ma ten przywilej i tą możliwość, że może sobie wybrać co chce robić w życiu, jaka chce być. To jest piękne! Występuje oczywiście opór, ale da się go przezwyciężyć wspólnie (poprzez instytucje kobiece np). Po co psuć to piękno projektami ustaw, zakazami i nakazami, nagonką medialną. Dlaczego mamy być tylko matkami i żonami? To nie są jedyne sprawy ważne w życiu, mało tego dla wielu kobiet są to sprawy nieistotne. Tak jak dla wielu mężczyzn kwestia dzieci i małżeństwa jest nieistotna.
Dziwią mnie, no i męczą, zakulisowe oraz wprost działania, mające na celu zrobienie ze mnie na siłę inkubatora, bez względu na to czy jest to inkubator przedsiębiorczości czy potomków. Jak to się kiedyś mówiło: „ręce precz od Korei”! Cholera, na czasie hasło. :-)))
Kobiety bądźcie sobą, po prostu i bez wahań.